Alonso w Księstwie – występy Hiszpana w GP Monako
Fernando Alonso to żywa legenda F1, a więc Monako zna jak własną kieszeń. Jak radził sobie Hiszpan w tym miejscu w Formule 1 w ramach GP Monako?
12 maja 2013r. to data bardzo ważna w życiorysie Fernando Alonso. To właśnie wtedy w swoim domowym wyścigu wygrał po raz ostatni. Od tego czasu minęło 3664 dni, a Hiszpan może stanąć przed wielką szansą powrotu na najwyższy stopień podium.
On sam dość otwarcie mówi, że Monako to tor, który pasuję tegorocznemu AMR23 i to właśnie na ulicach jednego z najmniejszych państw świata może pokonać Red Bulla. A jak wyglądały jego starty w Księstwie podczas całej kariery?
W artykule:
Trudne początki
Aby pokazać od jak dawna Alonso utrzymuję się w królowej sportów motorowych wystarczy podać datę jego debiutu. 2001 rok i młody obiecujący Hiszpan w barwach Minardi. Tak zaczęła się przygoda z F1, która trwa do teraz. Jego pierwszy występ w Monako również przypada właśnie na sezon 2001. Nie był to jednak debiut marzeń. Alonso dysponował słabym bolidem, a do tego awaryjnym. W kwalifikacjach uplasował się na 18 pozycji, wyprzedzając swojego kolegę z zespołu aż o 1.5s. Wyścigu nie ukończył przez awarię skrzyni biegów.
Mało kto to pamięta, ale Alonso w sezonie 2002 stracił miejsce w stawce przenosząc się do Renault. Tam czekał na niego fotel, ale dopiero na sezon 2003. Po roku przerwy i powrocie w o wiele mocniejszym bolidzie, Fernando zaczął pokazywać swoją wrodzoną prędkość. W pierwszym sezonie we francuskiej ekipie dojechał na solidnej piątej pozycji.
Rok później zajął czwarte miejsce w kwalifikacjach i jechał na świetnej drugiej pozycji. Niestety, popełnił błąd i rozbił się na wyjeździe z tunelu. Młody Hiszpan nie wytrzymał i pokazał środkowy palec Ralfowi Schumacherowi, który jechał tuż obok niego.
Sezon 2005 to pierwszy mistrzowski sezon Alonso. Nando dysponował świetnym bolidem i wygrał w walce o tytuł z Kimim Raikkonenem. Mimo to, w Księstwie w tamtym roku to Fin był zdecydowanie najszybszy. Alonso mimo drugiego pola na starcie do GP Monako stracił dwie pozycje i finalnie uplasował się na czwartej pozycji.
Cierpliwość popłaca
Pierwsze zwycięstwo przyszło dopiero w 2006r. Co ciekawe w kwalifikacjach początkowo to Michael Schumacher zdobył pole position. Zastosował on jednak niedozwolone chwyty, gdy podczas ostatniego okrążenia specjalnie zablokował tor i wywołał żółtą flagę. Czas Schumachera został skreślony, a on sam musiał wystartować z samego końca stawki. Alonso na tym skorzystał, w wyścigu prowadził pewnie i po raz pierwszy stanął w Księstwie na podium, od razu na jego najwyższym stopniu.

Fot. BWT Alpine F1 Team/Twitter
Sukces ten powtórzył rok później. Już w barwach McLarena Hiszpan wygrał kwalifikacje z Lewisem Hamiltonem, a w wyścigu udało mu się powstrzymać pędzącego Brytyjczyka za sobą. Pomógł mu też zespół, gdyż w końcówce wyścigu Lewis usłyszał, że są zadowoleni z obecnej sytuacji i tak mają dojechać do mety oszczędzając bolid.
Te wydarzenie oraz fakt, że Hamilton nie do końca posłuchał komunikatów, naciskając na zdezorientowanego Alonso, stał się zarzewiem konfliktu, przez który Fernando musiał opuścić team po zakończeniu sezonu 2007.
Włoska przygoda
W następnych latach Alonso już nigdy nie powtórzył sukcesu z lat 2006 i 2007. Stawał na podium dwukrotnie, ale przegrywał z piekielnie mocnymi Red Bullami w rękach Marka Webbera czy Sebastiana Vettela. Na uwagę zasługuje również wyścig z 2010r. Alonso popełnił wtedy błąd w sobotnim treningu i wypadł z toru przy Kasynie. Zespół Ferrari dwoił się i troił, ale finalnie nie udało im się odbudować bolidu na czas.
Fernando nie wystartował w kwalifikacjach co oznaczało, że podczas wyścigu będzie musiał wykonać sporo manewrów wyprzedzania. Alonso stanął na wysokości zadania i przebił się na świetną szóstą pozycje, w miejscu, w którym każdy manewr musi być wykonany na milimetry. Był to pokaz kunsztu i racecraftu, jakim dysponował i wciąż dysponuje 41-latek z Oviedo.
Po latach w Ferrari, które były dla Nando słodko-gorzkie i nie zakończyły się zdobyciem ani jednego tytułu, Alonso swoje talenty przeniósł do McLarena. Mimo iż cała przygoda w brytyjskim zespole okazała się jednym wielkim dramatem, przez słaby i bardzo awaryjny silnik Hondy, to akurat w Monte Carlo, Alonso zawsze potrafił pokazać swoją klasę. w 2016r. dojechał na fantastycznej piątej pozycji, najwyższej w tamtym fatalnym sezonie.
Frustracja Nando była jednak na tyle spora, że rok później zamiast do królestwa hazardu, Alonso poleciał za ocean i podjął walkę o wygraną w wyścigu Indy500. Okazał się rewelacją weekendu, ale jego nadzieję umarły wraz z silnikiem Hondy, który zepsuł na kilkadziesiąt okrążeń do mety. W ostatnim wyścigu przed dwuletnią emeryturą nie ukończył wyścigu przez awarię skrzyni biegów.
Powrót i nowa nadzieja – tegoroczne GP Monako
Po powrocie w 2021r. Alonso powoli się rozkręcał i wracał do swojej formy. Widać to po weekendzie w Monako, podczas którego w kwalifikacjach odpadł już w Q1. W wyścigu był równie niemrawy, kończąc na słabej trzynastej pozycji. Podczas ostatniego GP Monako zaprezentował się jednak znacznie lepiej. W sobotniej czasówce wszedł do Q3, a w niedziele potrafił powstrzymać za sobą prawie całą stawkę, w tym Lewisa Hamiltona. Na metę wjechał jako siódmy, zdobywając cenne dla Alpine punkty.
W ten weekend celem będzie znacznie wyższe miejsce, ba sam Alonso przyznaję, że po cichu liczy na zwycięstwo. Ma ku temu powody, w Monako ciężko się wyprzedza, a bolid Astona Martina spisuję się świetnie w wolnych zakrętach, których w Księstwie Monako nie brakuje. Zatem, czy rzeczywiście uda się powtórzyć wyniki z lat 06/07 i ponownie wygrać? O tym przekonamy się w ten weekend…
Fot. Aston Martin Aramco Cognizant F1 Team/Twitter