Jules Bianchi – przerwana droga na szczyt

Jules Bianchi – historia kierowcy, który miał wszystko, aby dojść na sam szczyt Formuły 1. Przeczytajcie, jak zapowiadała się i przebiegała kariera tego kierowcy.

Akademie juniorskie teamów F1 zawsze mają w swoim składzie po kilku kierowców startujących w niższych seriach lub jeszcze w kartingu. Z wieloma z nich współpraca dobiega końca, kiedy nie prezentują poziomu, który pozwoliłby im na awans do F1. Tylko niewielu z nich dociera do królowej sportów motorowych. Zresztą takie kariery opisywaliśmy już TUTAJ, gdzie na tapetę wzięliśmy akademię Red Bulla.

A ci którzy już się w niej znajdą i prezentują nieprzeciętny poziom w słabszym teamie pokazując, że są materiałem na mistrza świata, zostają nagrodzeni posadą w ich głównym zespole. W ostatnich latach mieliśmy kilka przykładów spełnienia pokładanych nadziei przez młode talenty, które bardzo szybko dotarły na szczyt jak: Max Verstappen, Charles Leclerc czy George Russell.

Dlatego warto przedstawić historię zawodnika, który dekadę temu przechodził taką samą drogę jak oni. W zespole z końca stawki był w stanie prezentować się ponad stan bolidu, a jego karierę przerwał tragiczny wypadek. Gdyby nie to, Bianchi pewnie dzisiaj byłby jednym z najlepszych kierowców w stawce. Zapraszamy do przeczytania artykułu, w którym przyjrzymy się jego drodze do Formuły 1.

Pochodzenie

Rodzina

Jules Bianchi urodził 3 sierpnia 1989 roku w Nicei, położonej na południu Francji nad Morzem Śródziemnym. Pochodził z rodziny wyścigowej. Jego dziadek Mauro (ur. 1937) oraz jego o 3 lata starszy brat Lucien również byli kierowcami wyścigowymi.

Starszemu z dwójki rodzeństwa Lucienowi również udało się dotrzeć do Formuły 1. W latach 1959-1965 startował w pojedynczych rundach reprezentując m.in. narodowy team Belgii oraz zespół Rega Parnella nazwanym jego imieniem i nazwiskiem. Powrócił do niej w 1968 roku za kierownicą Coopera i wystartował wtedy aż w 7 z 11 rund.

Podczas wyścigu w Monako stanął na podium. Dojechał na 3. miejscu zostając zdublowany aż 4 razy, a rezultat był nagrodą za wytrwałość i bezawaryjność bowiem w wyścigu finiszowało tylko 5 kierowców. Ogółem w F1 zaliczył 17 startów i zdobył 6 punktów.

Oprócz tego jest pamiętany za zwycięstwo w 24h Le Mans w 1968 roku. W tej imprezie startował aż 13 razy z rzędu, niestety jego ostatni, zwycięski start był tym ostatnim. Zginął w marcu 1969 roku podczas testów do kolejnego Le Mans, uderzając w słup telegraficzny, miał niespełna 35 lat.

Fot. Ford News Europe/Twitter

Dziadek

Dziadek Julesa – Mauro rozpoczął karierę wyścigową wzorem starszego brata. Startował w wyścigach GT, a także w Formule 3 i Formule 2. Wziął udział nawet w 3 wyścigach Formuły 1, ale nie były one zaliczane do mistrzostw świata, dlatego oficjalnie nie jest uznawany za byłego kierowcę F1. Również tak jak Lucien wystartował kilka razy w 24h Le Mans ale jego najlepszym rezultatem była 2 – krotnie 13. pozycja.

Dziwnym zrządzeniem losu było to, że w trakcie zwycięskiej dla jego brata imprezy (w 1968 roku- przyp. red.) miał poważny wypadek, po którym był w stanie wrócić za kierownicę dopiero pół roku później, czyli tuż przed jego śmiercią. Właśnie to go skłoniło zakończenia kariery zaraz po kolejnym Le Mans, na którego starcie zabrakło już Luciena.

Korzenie

Rodzinę Bianchich można uznać za międzynarodową. Jak wiadomo, kiedy Jules przyszedł na świat mieszkali już we Francji i również ten kraj reprezentował w trakcie swojej kariery, jednak wywodzą się oni z Włoch. Pradziadek Julesa pracował jako mechanik w Alfie Romeo. Mieszkali wtedy w Mediolanie, w którym urodzili się Lucien i Mauro. W 1950 roku postanowili wyemigrować do Belgii. Dlatego też jego synowie, którzy wychowali się w tym kraju, startowali pod flagą belgijską.

Ojciec chrzestny

Nazwisko Bianchiego często przewija się, kiedy wspominana jest droga do Formuły 1 obecnej gwiazdy zespołu Ferrari – Charlesa Leclerca. Obaj panowie znają się od małego. 8 lat starszy Jules był ojcem chrzestnym Leclerca. Bianchi okazywał mu wsparcie i pomagał w karierze, zabierał go również na tor kartingowy, dzięki czemu Charles zaraził się pasją do ścigania.

Leclerc dzięki takim powiązaniom mógł już w wieku nastoletnim bywać w kręgach światowej czołówki i poznawać ówczesne gwiazdy F1. Monakijczyk bardzo mocno przeżył śmierć ojca chrzestnego. Startował wtedy w Europejskiej Formule 3, gdzie zajął 4. miejsce na koniec sezonu.

Na początku 2016 roku Monakijczyk otrzymał od Ferrari miejsce w ich akademii, której członkiem przez kilka lat był Bianchi, co naznaczyło mu drogę do F1 jego śladami. Kto wie, jak wyglądałby dzisiaj skład zespołu z Maranello, gdyby nie tragiczna śmierć Julesa. Być może to właśnie Francuz i Monakijczyk tworzyliby tam zgrany duet.

Choć ironią losu jest to, że śmierć Bianchiego, prawdopodobnie uratowała życie Charlesa Leclerca. Jego wypadek na Suzuce był jednym z głównych powodów zaprojektowania i wprowadzenia systemu HALO. Gdyby nie on to Leclerc -najprawdopodobniej – nie miałby żadnych szans na przeżycie podczas zdarzenia z bolidem Fernando Alonso w 1. zakręcie podczas GP Belgii 2018. Był to również pierwszy przypadek uratowania życia kierowcy przez ten system, w zaledwie 12. weekendzie jego stosowania.

Fot. Autosport

Karting

W obecnych czasach na torach kartingowych można zobaczyć mnóstwo sytuacji, kiedy rodzice sadzają 3-4 latków za kierownicą gokarta, aby stawiali swoje pierwsze kroki.

Podobna historia zdarzyła się w przypadku Bianchiego. On również zasiadł za kierownicą gokarta w wieku zaledwie 3 lat, po czym od razu odkrył w sobie pasję do tego sportu. Wśród kierowców F1 tylko najwybitniejsi zaczynali jazdę w tak bardzo młodym wieku. A w tym gronie można wymienić: Ayrtona Sennę, Roberta Kubicę, Maxa Verstappena i Charlesa Leclerca.

W 1999 roku zaczął startować w lokalnych zawodach, jednak jego profesjonalna kariera jest liczona dopiero od 2004 roku, kiedy startował już w zawodach najwyższej klasy. Zdobył wtedy mistrzostwo Francji i wicemistrzostwo Europy. Kolejne 2 lata to już pasmo wielkich sukcesów, nie tylko w kraju i kontynencie, ale również na ziemiach azjatyckich.

W dobrych rękach

2006 rok był jego ostatnim w kartingu. Został wtedy dostrzeżony przez syna ówczesnego szefa zespołu Ferrari, czyli Nicolasa Todta, który został jego managerem. Podopiecznym Francuza był wtedy też Felipe Massa, który zaliczał pierwszy sezon właśnie w ekipie zarządzanej przez starszego Todta.

To ułatwiło karierę Bianchiemu, która wtedy wypływała na szerokie wody i przeszła na etap single-seaterów.

Serie juniorskie

Formuła Renault 2.0

W 18. roku życia zadebiutował w samochodach jednomiejscowych. Startował we Francuskiej Formule Renault 2.0, gdzie zdominował rywalizację. Wygrał 5 z 13 wyścigów, z łatwością sięgając po mistrzostwo. Drugiego Mathieu Arzeno pokonał o 49 punktów. Przypadek dalszej kariery jego największego rywala jest na tyle ciekawy że został on kierowcą rajdowym i zaliczył 10 startów WRC, zdobywając 1 punkt w rajdzie Niemiec 2012.

Bianchi oprócz edycji Francuskiej wziął również udział w 3. rundach cyklu Eurocup. Raz zdobył nawet Pole Position, ale większość wyścigów nie poszła po jego myśli i z 4 punktami został sklasyfikowany na 21. miejscu.

Formuła 3

W 2008 roku awansował do Formuły 3 Euro Series. Debiutancki sezon ukończył na wysokim 3. miejscu z 2 zwycięstwami. Wygrał również wyścig Masters of Formula 3 rozgrywany na torze Zolder.

Zdobyte doświadczenie wykorzystał w następnym sezonie, który był kosmiczny w jego wykonaniu. Tak jak w poprzednim roku reprezentował zespół ART Grand Prix. Wygrał 9 z 20 wyścigów, 6 razy zdobywając Pole Position. Zdobył 114 punktów, dla porównania drugi w klasyfikacji Christian Vietoris – 75.

Fot. Motorsport

Dobrzy znajomi

3. miejsce w tamtej rywalizacji zajął dobrze znany Valtteri Bottas, a 9. – Esteban Gutierez. Drogi Bianchiego z Finem i Meksykaninem rozeszły się na następne 3. sezony, lecz każdemu z nich w tym czasie dzięki wsparciu teamów utorowała się droga do F1. Wszyscy z nich zadebiutowali nawet w tym samym Grand Prix, jednak to oni od razu mieli dużo lepszy sprzęt do dyspozycji niż Francuz.

O ile Gutierez nie zrobił zbyt wielkiej kariery w królowej sportów motorowych, to też był związany z teamem w Maranello, gdzie w 2015 roku pracował w symulatorze. Natomiast jeśli chodzi o pojedynki Julesa z Bottasem, możliwe, że około dekadę po wspólnym sezonie w F3 walczyliby ze sobą o mistrzostwo świata F1 w rywalizacji Ferrari i Mercedesa.

Poniżej na zdjęciu wszyscy debiutanci sezonu 2013 oraz zwycięzca pierwszego wyścigu – Kimi Raikkonen.

Fot. FIA

Wspaniały sezon w Formule 3 nie obył się również bez nieprzyjemnych sytuacji. W sobotę 27 czerwca na niemieckim torze Norisring po ceremonii podium wygranego przez Julesa wyścigu, został uderzony przez Stefano Colettiego, który zarzucał mu zbyt agresywną jazdę. Sędziowie nie pozostali obojętni na zachowanie Monakijczyka i zdyskwalifikowali go z wyników wyścigu, a także wykluczyli z udziału w niedzielnym sprincie.

GP2

Następnym etapem w jego karierze mógł być już tylko bezpośredni przedsionek Formuły 1, czyli seria GP2. Zadebiutował w niej w przerwie zimowej podczas edycji azjatyckiej. Kontynuował współprace z zespołem ART Grand Prix i od 2. rundy tamtego cyklu zajął w nim miejsce Marcusa Ericsona. W swoim pierwszym wyścigu stanął na podium, a w następnej rundzie wygrał kwalifikacje. Niestety poza jednym startem więcej nie udało mu się finiszować w punktach, dlatego ukończył sezon na 11. miejscu.

Na sezon 2010 głównej serii GP2 również znalazł się w składzie ART. Mimo, że z 52 punktami ukończył go na 3. miejscu, to można mówić o roku zmarnowanych okazji.

Już podczas inauguracyjnej rundy w Barcelonie potwierdził swoje umiejętności zdobywając Pole Position do głównego wyścigu, który skończył się dla niego na pierwszym okrążeniu i tym samym zrujnował mu sprint z racji ustalania pozycji startowych na podstawie jego wyników z odwróceniem pierwszej 10. Tydzień później na ulicach Monte Carlo podczas sprintu zdobył podium. Gościł na nim jeszcze 3 razy, zajmując drugie miejsca w głównych wyścigach w Walencji, Silverstone i Monzy.

31 lipca na torze Hungaroring doznał złamania drugiego kręgu lędźwiowego podczas kolizji z Ho-Pin Tungiem, której przyczyną był jego błąd na 1. okrążeniu wyścigu. Tym samym opuścił niedzielny sprint i został wyłączony z rywalizacji do czasu wyleczenia kontuzji. Na jego szczęście następna runda na torze Spa-Francorchamps była dopiero za 4 tygodnie, dzięki czemu był w stanie w niej wystartować, choć skutki wypadku odbiły się na jego dyspozycji, bo zajął tam 14. miejsce, a w drugim wyścigu nawet nie dojechał do mety.

Kolejny sezon w tej serii

W 2011 roku pozostał w serii GP2, gdzie również oprócz cyklu głównego, wziął udział w ostatnim sezonie edycji azjatyckiej, który był dobrą okazją do wypromowania się. Z powodu zamieszek, które uniemożliwiły rozegranie rund w Bahrajnie, kalendarz ograniczył się tylko do 4 wyścigów.

W inauguracyjnej rundzie na Yas Marina wygrał pierwszy z nich, wykręcając najlepszy czas okrążenia. W drugim był 8. po 20-sekundowej karze za ignorowanie żółtych flag. Co ciekawe wygrał go wspomniany już w historii Bianchiego – Stefano Coletti. W finałowej rundzie na Imoli był 3-ci w głównym wyścigu i nie dojechał do mety w sprincie. Ostatecznie z 18 punktami został wicemistrzem.

W głównym cyklu po zdobyciu podium na inaugurację w Stambule, zaliczył fatalną passę, którą udało mu się przerwać dopiero w 5. rundzie, kiedy wygrał główny wyścig na Silverstone. Od tego momentu nie wypadał z punktów już do końca sezonu. Ponadto jeszcze 4 razy udało mu się stanąć na podium, w tym w Belgii dwukrotnie.

Walczący o powrót do F1 kierowca rezerwowy Lotusa-Renault, Romain Grosjean był tamtego roku niepokonalny. Za to o wicemistrzostwo trwała walka do samego końca. Ostatecznie kierowców na pozycjach 2-4 podzielił 1 punkt. Jules znalazł się pomiędzy nimi z 53 oczkami, czyli ponownie zajął 3. miejsce.

Akademia juniorska Ferrari

Pierwsze spekulacje o startach Bianchiego w Ferrari pojawiły się już po jego 20. urodzinach. Wg doniesień medialnych był kandydatem do zastąpienia kontuzjowanego Felipe Massy w sezonie 2009 po fatalnych występach Badoera, choć wybór kierowcy F3 byłby szalonym rozwiązaniem, zwłaszcza że na liście kandydatów byli również tacy kierowcy jak: Nico Hulkenberg, Robert Kubica czy wybrany ostatecznie Giancarlo Fisichella.

W grudniu 2009 roku wziął udział w testach młodych kierowców w Abu Dhabi w bolidzie włoskiej stajni. Wypadł na nich najlepiej z pośród wszystkich testowanych, dzięki czemu został wzięty pod ich skrzydła.

Fot. Motorsport

W sezonie 2011 był już ich oficjalnym kierowcą rezerwowym po którym kierownictwo teamu zdecydowało, że czas na zdobywanie doświadczenia w bolidzie Formuły 1. Tym samym jego starty w GP2 dobiegły końca, aby mógł swobodnie uczestniczyć w treningach F1.

Ferrari znalazło mu miejsce w Force India gdzie wystąpił w 9 sesjach treningowych. W dodatku, żeby nie wychodził z wprawy, do ścigania się umieszczono go w World Series by Renault, którego rundy nie kolidowały z weekendami F1.

World Series by Renault

Historia tej serii wyścigowej, w której streściliśmy również udział Bianchiego jest zawarta w artykule: Nieistniejące serie wyścigowe: World Series by Renault.

Startował tam w barwach Tech 1 Racing, a jego postawa potwierdziła tylko wielkie umiejętności. Sezon rozpoczął od dyskwalifikacji z 2. pozycji na torze w Aragonii i właśnie to, oprócz słynnej kolizji z drugim pretendentem w finale sezonu kosztowało go mistrzostwo. Wygrał 3 wyścigi i łącznie zdobył 8 podiów.

Zajął 2. miejsce z 4 punktami straty do Frijnsa, a za 2. miejsce w wyścigu otrzymywało się 18 punktów co oznaczało, że bez dyskwalifikacji w Aragonii, wygrałby mistrzostwo ze sporym zapasem. Pozycja końcowa nie miała jednak znaczenia dla jego w przyszłości, do której klucz trzymało jedynie Ferrari.

Walka o miejsce w F1

Plany wobec Bianchiego na 2013 rok były takie, żeby znaleźć mu posadę kierowcy etatowego w Formule 1.

Pierwszym wyborem było miejsce w Force India, w którym zbierał doświadczenie w 2012 roku. Zespół Vijaya Mallyi miał 2 kandydatów na miejsce u boku Paula di Resty, który w momencie lutowej prezentacji był jedynym potwierdzonym kierowcą. Oprócz Francuza rozważano jeszcze Adriana Sutila, który startował w tej ekipie w latach 2007-2011 (w 2007 jako Spyker).

Nie przedłużono kontraktu z Niemcem na sezon 2012 z powodu zarzutów jakie nad nim ciążyły. Chodziło o bójkę w jednym z szanghajskich klubów po GP Chin 2011, w której uszkodzeń ciała doznał inwestor zespołu Lotus – Eric Lux. Ostatecznie został za ten wybryk skazany na 18 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu, co nie było przeszkodą w walce o ponowną szansę od swojego byłego teamu.

Force India postanowiło zrobić coś w formie castingu. Udostępniło kandydatom bolid podczas testów przedsezonowych, aby po nich podjąć decyzję. W przeszłości na taki sposób wyłonienia kierowcy decydował się dwukrotnie Williams (Bruno Junqueira vs. Jenson Button w 2000 i Antonio Pizzonia vs. Nick Heidfeld w 2005). Ostatecznie 28 lutego ogłoszono, że miejsce w zespole zajmie Adrian Sutil. Ironią losu było to, że 1,5 roku później właśnie wypadek Niemca był główną przyczyną dalszego biegu zdarzeń, w których ucierpiał Bianchi.

Debiutancki sezon w Formule 1

W tym samym czasie okazało się, że sponsorzy potwierdzonego przez Marussię Luiza Razii nie są w stanie zapłacić wymaganej kwoty pieniędzy za jego starty w sezonie 2013. Bianchi tym samym od razu po poznaniu werdyktu Force India wskoczył na miejsce Brazylijczyka w zespole Marussia-Cosworth.

Fot. Marussia F1 Team

Jazda w końcu stawki była oczywistą rzeczą z racji możliwości bolidu, ale różnica umiejętności na tle partnera zespołowego, również debiutującego Maxa Chiltona była widoczna. W debiutanckim sezonie w pojedynku kwalifikacyjnym pokonał go aż 17-2, a wyścigowym 14-5, z czego w tych przegranych zaledwie 2 razy finiszował za nim, a 3 razy nie dojechał do mety. Natomiast fenomen Chiltona polegał natym, że ukończył wszystkie wyścigi w sezonie, będąc pierwszym debiutantem, w historii który tego dokonał.

Podczas GP Niemiec 2013 po odpadnięciu z wyścigu, kiedy wysiadł z bolidu doszło do niebezpiecznej sytuacji, podobnej do tej niedawnej z wyścigu Brytyjskiej Formuły 3. Jego bolid zaczął się staczać wzdłuż toru, co było zagrożeniem dojścia do poważnego wypadku.

W debiutanckim sezonie najlepszym wynikiem jaki udało mu się osiągnąć było 13. miejsce w Malezji. Podczas deszczowych kwalifikacji do GP Belgii, jemu a także Chiltonowi i van der Garde (Caterham) udało się awansować do Q2. Na koniec sezonu został sklasyfikowany najwyżej (19. miejsce) z czwórki kierowców najsłabszych teamów, czyli Marussi i Caterhama.

Jeszcze w trakcie letniej przerwy media spekulowały o jego angażu do Ferrari na sezon 2014 na miejsce słabo spisującego się Felipe Massy. W lipcu młody Francuz wziął udział w testach za kierownicą czerwonego bolidu. Jak pokazała historia, sięgnięto po dużo bardziej doświadczonego Kimiego Raikkonena.

Historyczne punkty

Sezon 2014 zaczął się lepiej dla Chiltona, który pokonywał go w pierwszych wyścigach. W Australii Jules dojechał do mety, ale z racji problemów z samochodem pokonał tylko 49 z 57 okrążeń, przez co nie został sklasyfikowany za nie przejechanie 90% dystansu. Idealnym momentem na pokazanie umiejętności było chaotyczne GP Monako. Jechał w nim bardzo spokojnie korzystając na problemach rywali i braku możliwości wyprzedzania.

Dojechał do mety na bardzo wysokim 8. miejscu, jednak jeszcze przed końcem wyścigu wiedział o nałożeniu na niego 5-sekundowej kary, która zepchnęła go na 9. miejsce. Rezultat, który dał mu 2 punkty był historyczny dla teamu. Marussia (wcześniej Virgin) została pierwszym i jedynym teamem z tych, które dołączyły do stawki w 2010 roku, który zdobył punkty. Uratowało to zespół przed bankructwem, bo ten wyczyn dał im 10. miejsce w klasyfikacji konstruktorów, co dzięki otrzymanym pieniądzom z praw telewizyjnych pozwoliło im wystartować w sezonie 2015.

Wyczyn Francuza został pochwalony przez samego Fernando Alonso. Hiszpan, który sam debiutował w zespole z końca stawki powiedział w wywiadzie, że Bianchiego czeka świetlana przyszłość. Kierowca Marussi błysnął znowu podczas deszczowych kwalifikacji na Silverstone, gdzie zajął 12. miejsce. A kilka dni później na tym torze znowu poprowadził bolid Ferrari podczas testów. Wtedy media znowu zaczęły spekulować o jego awansie do włoskiego teamu, jednak mówiło się, że nastąpi to dopiero w sezonie 2016.

Tragiczny wypadek

Jego znakomicie zapowiadająca się kariera została przerwana 5 października 2014 roku.

W kwalifikacjach do GP Japonii zajął 20. miejsce pokonując Kamuiego Kobayashiego z Caterhama i swojego partnera z zespołu, czyli Maxa Chiltona. Wystartował jednak z 18. miejsca z racji, że Jean-Eric Vergne i Pastor Maldonado zostali przesunięci o 10 pozycji w dół za wymiany silnika.

Po starcie awansował o 1 pozycję po tym jak na samym koniec spadł drugi z kierowców Caterhama, Marcus Ericsson, a po 2. okrążeniach wyścig przerwano z powodu mocnych opadów deszczu. Kiedy go wznowiono to Fernando Alonso nie pojechał dalej z powodu awarii. Do 9. okrążenia podążano za samochodem bezpieczeństwa.

W okolicach 40. okrążenia opady nasiliły się a pierwszą ofiarą pogarszających się warunków był Adrian Sutil z Saubera, który rozbił się w 7. zakręcie. Wtedy pojawiła się żółta flaga, aby posprzątać jego bolid. Okrążenie później w tym samym miejscu co Sutil panowanie nad bolidem stracił Jules Bianchi, wypadając z toru w podobny sposób.

Pech chciał, że znajdował się tam dźwig, który miał zabrać bolid Sutila. 25-latek wbił się w niego centralnie przodem bolidu nie mając żadnych szans na uniknięcie zderzenia. Na tor wyjechał Safety Car i po kilku okrążeniach neutralizacji zdecydowano się zakończyć wyścig, a Bianchiego przewieziono do szpitala w stanie śpiączki. Nagrania z wypadku nie zostały pokazane w przekazie telewizyjnym. Upubliczniono je dopiero po jego śmierci.

Fot. Getty Images

W następnym wyścigu jego zespół wystawił tylko jeden bolid, a resztę sezonu odpuścił z powodu problemów finansowych podobnie, jak Caterham, który wrócił tylko na GP Abu Dhabi.

Śmierć

W trakcie śpiączki został przetransportowany do rodzinnej Nicei, aby rodzina mogła nad nim czuwać. Już wtedy byli przygotowani na najgorsze.

Zmarł 17 lipca 2015 roku, 17 dni przed 26. urodzinami po ponad 9. miesiącach od koszmarnego wypadku. W świecie motosportu zapanowała żałoba. 21 lipca odbył się jego pogrzeb, na który przybyło większość kierowców F1. Felipe Massa, Pastor Maldonado, Romain Grosjean, Jean-Eric Vergne i Sebastian Vettel ponieśli jego trumnę. Podczas odbywającego się kilka dni później GP Węgier uczczono jego pamięć minutą ciszy. To wydarzenie zjednoczyło kierowców, którzy przeżyli tą tragedię.

Fot. FIA

Ujawniono, że z racji nie pewnej przyszłości zespołu Marussia szykowano dla niego miejsce w Sauberze na sezon 2015. Miał to być kolejny krok w drabince kariery w Formule 1, po którym na pewno wskoczyłby na miejsce Kimiego Raikkonena w Ferrari. Nigdy już się nie dowiemy jak by się w nim spisywał, ile wygrałby wyścigów i czy byłby w stanie zostać mistrzem świata.

Numer 17

FIA postanowiła zastrzec jego numer startowy, aby już nigdy nikt nie mógł go wybrać. W 2014 roku, kiedy kierowcy wybierali sobie numery startowe po wprowadzeniu przepisu o stałym numerze startowym dla zawodników, mogli podać 3 różne cyfry na wypadek, gdyby ta bardziej priorytetowa był już zajęta.

Jeśli na jeden numer zgłosiło się dwóch, bądź więcej kierowców to pierwszeństwo miał ten który zajął wyższe miejsce na koniec sezonu 2013. Bianchi miał sporego pecha po tym względem. Był jedynym kierowcą, którego wszystkie podane 3 propozycje zostały zajęte. Dlatego zdecydował się na numer 17.

Poprawa bezpieczeństwa

VSC

Każda śmierć na torze przyczyniała się do coraz większej poprawy bezpieczeństwa. Największy postęp poczyniono po śmierci Rolanda Ratzenbergera i Ayrtona Senny, związany głównie z zabezpieczeniami w bolidzie, dzięki którym kierowcy w XXI wieku wychodzą bez szwanku z najkoszmarniejszych wypadków.

Tragedia, która wydarzyła się na torze Suzuka doprowadziła do zmian również pod względem sędziowania. Już na sezon 2015 wprowadzono wirtualny samochód bezpieczeństwa, który jest stosowany w momencie, gdy na torze pojawi się niebezpieczeństwo. Wtedy kierowcy są zobowiązani poruszać się z określoną prędkością. To rozwiązanie zostało zaczerpnięte z wyścigów długodystansowych, gdzie już wcześniej stosowano Full Course Yellow (FCY).

Następnym krokiem było częstsze wywieszanie czerwonej flagi. Jest to krytykowane często przez kibiców, którzy uważają, że sędziowie czasem bezsensownie przerywają sesje i wyścigi. Ale najważniejszą rzeczą w rozgrywaniu zawodów Formuły 1 jest bezpieczeństwo, które stawia się na pierwszym miejscu.

System HALO

Głównym skutkiem było wprowadzenie w bolidach systemu HALO, mającego na celu ochronę głowy kierowcy. Zaprojektowano go po śmierci Bianchiego i pierwszy raz użyto podczas testów przedsezonowych w 2016.

FIA zarządziła obowiązkowe używanie tego systemu od sezonu 2018. Pomysł miał zarówno przeciwników jak i zwolenników. Obawiano się głównie wpływu na widoczność z kokpitu.

Okazało się, że zamontowanie systemu HALO nie było się niczym uciążliwym dla kierowców. Jak pokazała historia nieraz był przydatny i uratował już życie kilku kierowcom w Formule 1, jak: Charlesowi Leclercowi, Nico Hulkenbergowi, Romainowi Grosjeanowi, Lewisowi Hamiltonowi czy Zhou Guanyu. A także w seriach juniorskich, jak chociażby Alexowi Peroniemu i Royowi Nissanyemu.

Fot. Motorsport

Podobne wpisy