Zmarnowani kierowcy akademii Red Bulla
Akademia Red Bulla to znane miejsce, w którym było dużo zawodników. Wielu z nich nie udało się niestety zapisać na dobre w F1.
Red Bull jeszcze przed wejściem do F1 utworzył program rozwoju dla młodych kierowców z myślą o zrobieniu gwiazd F1 ze swoich podopiecznych. Wiadomo, że obóz czerwonych byków jest trudnym środowiskiem i stawia się tam kierowcom wysokie wymagania.
Jak widzieliśmy przez lata funkcjonowania tego przedsięwzięcia, tylko niewielu z nich udało się dojść na szczyt jak chociażby Sebastianowi Vettelowi i Maxowi Verstappenowi. Nie wszyscy byli w stanie wytrzymać presję i przejść przez wymagające sita selekcji stanowczego Helmuta Marko.
Jednak nie w każdym przypadku błędy czy słaba dyspozycja na torze przyczyniały się do rezygnacji z usług kierowcy. Niektórym zawodnikom z dużym potencjałem podziękowano, jedynie z powodu braku możliwości awansowania ich na kierowcę etatowego bądź do głównego zespołu, jeśli spędził już kilka sezonów w juniorskim teamie. Warto sobie przypomnieć kierowców, którym z różnych powodów była zamykana droga do wielkiej kariery, a mimo tego odnoszą teraz sukcesy w innych kategoriach wyścigowych.
Christian Klien

Photo: AutoEvolution
Początki i automatyczna zmiana barw
Austriak zadebiutował w F1 w 2004 roku, w zespole Jaguar, mając 21 lat. Po jego debiutanckim sezonie zespół, który reprezentował został kupiony przez słynnego producenta napojów energetycznych i przekształcony w Red Bull Racing. Klien, który miał ważny kontrakt na starty, został z racji wieku automatycznie włączony do programu młodych kierowców, będąc już wcześniej wspierany przez swojego rodzimego producenta. Jego nowym partnerem zespołowym został mega doświadczony David Coulthard, który po tym jak jego wieloletnia współpraca z McLarenem dobiegła końca, znalazł zatrudnienie w Milton Keynes.
Dobre złego początki
Jego pierwsze starty pod skrzydłami Red Bulla wyglądały bardzo dobrze, zapunktował w pierwszych 3 wyścigach. Po nich zespół zdecydował się na system rotacyjny, tak aby sprawdzić w wyścigu drugiego ze swoich podopiecznych Liuzziego. Klien wrócił do bolidu w Kanadzie, forma zespołu nie była już tak dobra. Mimo tego zaliczył dobry sezon, a podczas finału w Chinach zajął 5. miejsce, co jest jego najlepszym wynikiem w karierze.

Photo: f1-fatcs
Sezon 2006 był natomiast fatalny i choć zaczął dobrze od wejścia do Q3 i zdobycia punktu w Bahrajnie, drugi i ostatni zdobył dopiero podczas GP Niemiec. Zespół postanowił zatrudnić doświadczonego kierowcę, zwalniając 23-latka. Sam Klien rozważając przejście do Champ Car, zdecydował się opuścić zespół już po GP Włoch, czyli na 3 wyścigi przed końcem sezonu.
Szlifowanie umiejętności i nowa szansa
Po opuszczeniu akademii Red Bulla, pozostał jednak w F1 zostając kierowcą rezerwowym w zespole Honda. Po roku przeniósł się do BMW-Sauber, gdzie również był trzecim kierowcą, aż do odejścia niemieckiego producenta z F1. W maju 2010 roku dołączył do nowo utworzonej ekipy HRT również w roli testera z możliwością pojedynczych udziałów w sesjach treningowych, dostając szansę startu w 3 wyścigach pod koniec sezonu.

Photo: BMW Group PressClub
(Klien wraz z kolegami z BMW-Sauber przygotowujący się do meczu w sobotę przed GP Turcji 2008)
Neel Jani

Photo: F1i
Nadzieja narodowa
Rówieśnik Kliena był nadzieją Szwajcarii w motosporcie. Był związany z Red Bullem jeszcze przed ich wejściem do F1. W 2004 roku wraz Liuzzim był kierowcą rezerwowym Saubera, który przypomnijmy przez lata był sponsorowany przez Red Bulla posiadającego w nim udziały. Wymieniano go do startów w tym zespole na następny rok, ale ostatecznie zakontraktowano doświadczonego Jacquesa Villeneuva. Jani dołączył do serii GP2, a także został członkiem ekipy Red Bulla jako kierowca testowy.

Photo: Motosport Images
Zdobywanie doświadczenia
W 2006 roku został kierowcą rezerwowym nowego zespołu Toro Rosso. Przypomnijmy, że austriacki producent kupił po sezonie 2005 zespół Minardi, aby stworzyć szkółkę dla swoich kierowców. Jani wziął udział we wszystkich 18 weekendach wyścigowych, podczas piątkowych sesji treningowych, za kierownicą trzeciego bolidu.
Był to ostatni rok kiedy zespoły spoza TOP3 klasyfikacji poprzedniego sezonu, mogły w piątki wystawić 3 bolid. Na sezon 2007 zespół STR utrzymał swój skład kierowców, ponadto w szeregach akademii był już mega utalentowany Sebastian Vettel, zdobywający doświadczenie w BMW, więc Jani, któremu nie byli w stanie zapewnić miejsca w F1, rozstał się z zespołem i akademią.
Sukcesy
Młodsi fani motosportu zapewne znają go z wyścigów długodystansowych. W 2014 roku został kierowcą zespołu Porsche w WEC. 2 lata później z tą ekipą wygrał 24h Le Mans i sięgnął po tytuł mistrza świata. Osiągnął tam wiele sukcesów. Z zespołem Porsche zaliczył również jeden pełny sezon w Formule E.

Photo: SnapLap
Vitantonio Liuzzi

Photo: Getty Images
Wielka nadzieja
O Włochu pisaliśmy już w artykule “Najbardziej zmarnowane talenty XXI wieku“, dlatego tym razem przyjrzymy się tylko jego historii w rodzinie Red Bulla. W 2004 roku wraz z wymienionym wyżej Neelem Jani był kierowcą rezerwowym w Sauberze. Tego samego roku zdominował Formułę 3000, w cuglach wygrywając tytuł mistrzowski.
Wtedy zaczęto go przymierzać na miejsce Michaela Schumachera po sezonie 2006 w zespole Ferrari, które dostarczało silniki do Saubera. Włoch miał zdobyć doświadczenie startując najpierw właśnie w zespole z Hinwil, ale jak już wspomnieliśmy w wątku Janiego, podpisano 2-letni kontakt z Villeneuvem.

Photo: Getty Images
Debiut w F1
Liuzzi w styczniu odbył testy z Red Bullem i na sezon 2005 dołączył do nowego zespołu jako kierowca rezerwowy, otrzymując możliwość udziału w piątkowych treningach za kierownicą 3 bolidu. Zespół postanowił dać szansę Włochowi na 4 starty, aby sprawdzić go w warunkach wyścigowych.
Już w debiucie, po karach dla rywali przesunął się na P8, zdobywając 1 punkt. Następnych 2 wyścigów nie ukończył, a w ostatnim był 9-ty. Zespół postanowił przywrócić do bolidu już do końca sezonu Kliena, a Liuzzi dalej zdobywał doświadczenie w treningach.
Toro Rosso
Na sezon 2006 otrzymał upragnioną posadę kierowcy etatowego, dzięki utworzeniu na bazie byłego zespołu Minardi juniorskiego teamu Red Bulla, Scuderia Toro Rosso. Maszyna nie należała do najlepszych, więc nie było mowy o dobrych wynikach. Liuzzi ogólnie radził sobie lepiej od swojego partnera, Scoota Speeda.
Podczas wyścigu w ojczyźnie Speeda, czyli USA dojechał do mety na 8. miejscu, zdobywając jedyny punkt w sezonie. Pomogło mu w tym odpadnięcie wielu kierowców, bo na metę dojechała zaledwie 9-tka. Zaliczył również haniebne momenty, jak chociażby podczas GP Węgier, kiedy podczas dublowania staranował lidera wyścigu, Kimiego Raikkonena.

Photo: Shutterstock
W sezonie 2007 dalej startował w STR. Zespół ponownie należał do outsiderów, wolniejszy od nich był jedynie Spyker. Nawet Super Aguri, które rok wcześniej powstało od zera, było w stanie pokonywać bolidy juniorskiego teamu Red Bulla. Obaj kierowcy również zawodzili, choć Liuzzi znowu radził sobie lepiej od Speeda. Ogromna liczba błędów Amerykanina, którymi regularnie eliminował się z wyścigów, a także jego aroganckie zachowanie doprowadziło do tego że od wyścigu na Hungaroringu, nowym partnerem Liuzziego został Sebastian Vettel.
Niemiec od początku miał lepsze notowania od Włocha. Już po jednym wyścigu, zespół zakontraktował Vettela na sezon 2008. Ogłoszono również, że drugi fotel zajmie 4-krotny Mistrz Champ Car, Sebastien Bourdais. Tym samym szkółka Red Bulla zrezygnowała z 26-letniego wówczas Liuzziego. Pod koniec roku forma zespołu zdecydowanie wzrosła.
Vettel w Japonii jechał na P3 do momentu głupiego błędu, którym wyeliminował się z wyścigu, co skończyło się jego płaczem w garażu. W tym GP, Liuzzi dojechał do mety na 8. miejscu, ale zyskał je nielegalnie, wyprzedzając Adriana Sutila przy żółtych flagach za co otrzymał 25-sekund kary i wypadł z punktów. W Chinach Vettel zajął rewelacyjne 4. miejsce. Liuzzi również zapunktował zajmując 6. miejsce, co jest jego życiowym wynikiem w F1.
Zaradność dzięki zdobytemu doświadczeniu
Vitantonio Liuzzi jest do dzisiaj ostatnim kierowcą, który poradził sobie po zwolnieniu z akademii Red Bulla, znajdując inną drogę kariery w F1. Sporym czynnikiem mogło być to, że wtedy kierowcy testowi nie mieli ograniczonej możliwości jazd, więc byli “wjeżdżeni” w maszynę i potrafili sobie poradzić w bolidzie podczas potrzeby zastąpienia etatowego kierowcy.
Przypomnijmy, że w 2008 roku Liuzzi był już trzecim kierowcą Force India. Następnie pod koniec sezonu 2009 otrzymał szansę powrotu do F1, po przejściu Fisichelli do Ferrari. To właśnie od 2009 roku obowiązuje całkowity zakaz testowania w trakcie sezonu, poza oficjalnymi sesjami. To ewidentnie odcięło kierowców testowych od utrzymania wprawy za kierownicą bolidu i szkolenia własnych umiejętności.
Michael Ammermüller

Photo: Motorsport
Udział w programie
Red Bull wziął go pod swoje skrzydła już w 2004 roku, kiedy startował w Formule Renault 2.0. Rok później został podwójnym wicemistrzem tej kategorii, bowiem zajął 2. miejsce w edycjach europejskiej i włoskiej. W nagrodę na 2006 rok awansował do serii GP2 i został kierowcą testowym głównego zespołu Red Bulla.
W GP2 odniósł 1 zwycięstwo, ale zajął dopiero 11. miejsce w klasyfikacji. Po zakończeniu sezonu w przedsionku F1, otrzymał szansę wystąpienia w sesjach treningowych bolidem Red Bulla podczas ostatnich 3 rund. Stało się tak dzięki temu, że dotychczas występujący trzecim bolidem w treningach kierowca rezerwowy Robert Doornbos, zastąpił w tych wyścigach Christiana Kliena.
Brak możliwości w F1 i sukcesy w samochodach z dachem
W sezonie 2007 Ammermuller również otrzymał status kierowcy rezerwowego wraz z Doornbosem. Na jego niekorzyść jednak działało to, że od tamtego roku zakazano udostępniania trzeciego bolidu w sesjach treningowych. Zespół Toro Rosso wolał jednak na sezon 2008 postawić na Sebastiena Bourdaisa niż dać szansę Niemcowi. 21-letni Ammermuller tym samym opuścił akademię Red Bulla.
Jego ostatnimi podrygami w single-seatach był sezon w słynnej wtedy Formule Master, gdzie zajął 3. miejsce w 2008 roku i reprezentowanie Niemiec w A1 GP, jednak ta seria upadła wiosną 2009 roku. Kierowca przeniósł się do serii GT. Od 2012 roku z powodzeniem startuje w Porsche Supercup. Odniósł tam 10. zwycięstw i aż 3 razy został mistrzem (2017-2019). W 2020 roku został mistrzem również mistrzem ADAC GT Masters.

Photo: Lechner Racing
Brendon Hartley

Photo: Sky Sports
Szybkie początki i zawrócenie z drogi
Bardzo młodo rozpoczął ściganie się w single-seaterach, startując w Formule Ford w swojej ojczyźnie – Nowej Zelandii, mając zaledwie 13/14 lat. Podczas testów zimowych przed sezonem 2008, otrzymał pierwszą szansę poprowadzenia bolidu F1, mając 18 lat i 3 miesiące. Widziano wtedy w nim przyszłą wielką gwiazdę.
W 2009 roku został kierowcą testowym zespołów Red Bull i Toro Rosso, ale rozstał się z nimi w czerwcu. Wrócił do ich szeregów w sezonie 2010, dzieląc obowiązki kierowcy rezerwowego z Danielem Ricciardo. Tym razem Red Bull zrezygnował z niego definitywnie z powodu nie najlepszych wyników w serii World Series by Renault czyli Formule Renault 3,5.
Zmiana kategorii
2 lata później dołączył do Mercedesa, zostając kierowcą testowym, ale pracował głównie w symulatorze. Przyszli wtedy mistrzowie świata, nie mieli jednak możliwości znalezienia mu drogi kariery w F1. Opuścił ich akademię i zaliczył rozłąkę z bolidami jednomiejscowymi, rozpoczynając starty w wyścigach długodystansowych. Jego umiejętności docenił wchodzący od 2014 roku do WEC, zespół Porsche, zatrudniając Nowozelandczyka w swoich szeregach.
W 2015 roku został z nimi mistrzem świata i zajął 2. miejsce w 24h Le Mans, natomiast wygrał go w 2017 roku. Co ciekawe, wszystkie załogi LMP1 zostały wtedy zdziesiątkowane przez awarię. Jedynie samochód w składzie z Hartleyem po około godzinie spędzonej w garażu, wrócił na tor i był w stanie dogonić samochody LMP2, żeby objąć prowadzenie na godzinę przed metą. W tym samym roku, po raz drugi został długodystansowym mistrzem świata. Kiedy zmierzał po ten sukces, na 2 wyścigi przed sezonu nastąpił nieoczekiwany zwrot w jego karierze.
Team F1 w kropce
Po GP Japonii w F1 zespół Toro Rosso nagle stracił Carlosa Sainza, który przedwcześnie zastąpił katastrofalnie spisującego się Jolyona Palmera w Renault. Tydzień wcześniej w Malezji zadebiutował Pierre Gasly, którego STR wymieniło za często rozbijającego się Daniiła Kwiata, notującego fatalne wyniki. Następne w kalendarzu GP USA kolidowało terminem z finałem Japónskiej Super Formuły, w której Gasly jeździł cały sezon i liczył się walce o mistrzostwo, mając zaledwie 0,5 punktu straty do lidera.
Kierownictwu zespołu Toro Rosso zależało, aby Gasly został mistrzem tej serii, ponieważ od następnego sezonu przechodzili na silniki Hondy. Wizerunkowo idealnie by to wyglądało, gdyby ich kierowca został mistrzem najwyższej kategorii wyścigowej w kraju kwitnącej wiśni.
Postanowiono wysłać Francuza na Suzuke, gdzie 2 tygodnie wcześniej startował bolidem F1, choć koniec końców tajfun przeszkodził w rozegraniu zawodów. To oznaczało, że Scuderia Toro Rosso na ten weekend została bez kierowców, choć w obwodzie był jeszcze Kwiat. Do drugiego fotela przymierzano wielu kierowców m. in. Roberta Kubice, ale Polak sam odrzucił tę ofertę.
Powrót do korzeni
Ostatecznie kierownictwo obozu Red Bulla postanowiło dać szansę swojemu dawnemu podopiecznemu. Hartley na torze w Austin spisał się bardzo dobrze, jak na pierwszy kontakt z maszyną, którą startował. W kwalifikacjach był 19, a wyścig ukończył na 13. miejscu. Przegrał co prawda z dużo bardziej “wjeżdżonym” Daniiłem Kwiatem, ale zespół postanowił, że to Hartley będzie startował u boku Gaslyego już do końca sezonu.
Silniki Renault były bardzo awaryjne, przez co kierowcy nie osiągali mety i nie byli w stanie walczyć o punkty. Jeszcze przed wyścigiem w Abu Zabi, zespół potwierdził Gaslyego i Hartleya na sezon 2018.
Totalna porażka
Pierwszy pełny sezon Nowozelandczyka w królowej sportów motorowych okazał się totalną katastrofą. Od samego początku wyraźnie odstawał od swojego młodszego partnera z Francji, który już w drugim wyścigu w Bahrajnie wywalczył sensacyjne 4. miejsce. Hartley swój pierwszy punkt zdobył podczas chaotycznego wyścigu w Baku, w czym pomogło mu odpadnięcie wielu kierowców z czołówki. W następnych rundach często rozbijał swój bolid. Media spekulowały, że jeszcze przed wyścigiem na Red Bull Ringu pożegna się z zespołem, co jednak się nie stało.
Drugi punkt zdobył w deszczowym GP Niemiec, gdzie również pomogło mu zamieszanie i błędy rywali z czołówki. W następnym GP na Hungaroringu pierwszy raz wszedł do Q3, kwalifikując się na 8. miejscu, w wyścigu do punktów niewiele zabrakło, bo finiszował na P11. Kiedy ważyły się jego losy, być czy nie być, zaliczył kwalifikacje życia na Suzuce, będąc w nich 6, ale w wyścigu zajął dopiero 13. miejsce.
W Austin dojechał do mety na 11. miejscu, jednak Ocon i Magnussen zostali zdyskwalifikowani, dzięki czemu przesunął się na 9. miejsce, co jest jego życiowym wynikiem w karierze. Ostatecznie obóz Red Bulla nie dał mu kolejnej szansy, zatrudniając Alexa Albona.

Photo: Getty Images
Powrót do WEC
Po przygodzie z F1 powrócił do WEC. Zajął miejsce Fernando Alonso w zespole Toyoty i został dwukrotnym wicemistrzem świata. Odniósł również 2 zwycięstwa w 24h Le Mans (2020, 2022). Był również kierowcą rezerwowym Ferrari, gdzie rozwijał bolid dzięki pracy w symulatorze.

Photo: RNZ
Sebastien Buemi

Photo: Red Bull
O Szwajcarze również pisaliśmy w artykule o zmarnowanych talentach, więc także zagłębimy się tylko w jego przygodzę z akademią czerwonego byka, która trwa do dziś.
Kierowca z potencjałem
W 2008 roku został kierowcą rezerwowym zespołów Red Bulla. Był już wtedy przymierzany do startów w Toro Rosso na sezon 2009. Obowiązki trzeciego kierowcy łączył ze startami w GP2, gdzie wygrał 2 wyścigi i zajął 6. miejsce na koniec. Po roku w roli trzeciego kierowcy, przymiarki do startów w juniorskim teamie Red Bulla na mocy łańcucha hierarchicznego stały się faktem.
Automatyczny awans Buemiego to zasługa głównie zakończenia kariery przez Davida Coultharda, na którego miejsce wskoczył Sebastian Vettel, co zwolniło miejsce w juniorskim zespole. W Szwajcarze pokładano ogromne nadzieje, bo przemawiała za nim prędkość. Spodziewano się że już niebawem rozwinie skrzydła i zostanie kolejną gwiazdą F1.
Udany debiut
Swoje aspiracje potwierdził już w debiucie, zdobywając punkty. Forma Toro Rosso nie była rewelacyjna, ale Buemi spisywał się znakomicie na tle swojego o 9 lat starszego partnera z zespołu, Sebastiena Bourdaisa. Dla Francuza to był drugi sezon w F1, który zakończył się dla niego w połowie już po GP Niemiec. Wtedy zespół postawił się z nim pożegnać, ze względu na rozczarowujące wyniki. Ostatecznie Buemi zdobył w debiutanckim sezonie 6 punktów, przy 2 Bourdaisa.
Dalsza kariera w F1
Pierwsze wyścigi sezonu 2010 nie były dla niego zbyt udane. Podczas sesji treningowej przed GP Chin doszło w jego bolidzie do bardzo dziwnej i niebezpiecznej sytuacji. Podczas jazdy z bolidu Toro Rosso odpadły przednie koła. Pierwsze punkty zdobył dopiero w Monako, dzięki karze dla Michaela Schumachera.
Podczas GP Kanady był liderem przez 1. okrążenie, zanim zjechał na pit-stop, ostatecznie finiszując na 8. miejscu. Później zapunktował jedynie 2 razy, ale w pozycji końcowej i tak pokonał swojego partnera Jaime Alguersuariego.
W sezonie 2011 kierowcy juniorskiego teamu Red Bulla otrzymali dużo lepszy sprzęt do dyspozycji. Mimo tego Szwajcar nie potrafił pokazać swojego potencjału. Młodszy Alguersuari radził sobie zdecydowanie lepiej, częściej punktując. Problemem w rozwoju kierowców zespołu z Faenzy był brak możliwości awansu do głównego zespołu.
15 grudnia 2011 roku potwierdzono, że kierowcami Toro Rosso w sezonie 2012 będą Daniel Ricciardo i Jean-Eric Vergne. Mimo tego 23-letni wówczas Buemi postanowił pozostać w rodzinie Red Bulla, zostając kierowcą rezerwowym.
Życie po życiu w F1
Tę funkcję pełnił przez wiele lat, aż do końca 2020 roku, kiedy jego miejsce po 9. sezonach w rezerwie zajął Alex Albon, którego spotkał podobny los degradacji w ekipie czerwonego byka. Nigdy nie nadarzyła mu się już okazja wystartowania w wyścigu F1, choć również był jednym z kandydatów do startu w GP USA 2017 za kierownicą Toro Rosso. Obecnie formalnie dalej jest kierowcą rezerwowym Red Bulla wraz z Liamem Lawsonem. Przez lata wziął udział w wielu pokazach i eventach, w których prowadził bolidy austriackiej stajni.
Wspaniałe osiągnięcia
Sukcesy Buemiego w motosporcie osiągnięte już po rozstaniu się z posadą etatowego kierowcy F1, jakimi są: 2-krotne MŚ w WEC, 4-krotne zwycięstwo w 24h Le Mans i tytuł mistrza Formuły E – pokazują jak wielki ma talent. Można tylko gdybać ile mógłby osiągnąć w F1, gdyby nie skreślono go tak szybko, bądź dano drugą szansę.
Jaime Alguersuari

Photo: PlanetF1
Szybki awans
Jego droga do F1 potoczyła się nad spodziewanie szybko. W 2008 roku został najmłodszym w historii mistrzem Brytyjskiej Formuły 3, mając zaledwie 18 lat. Na sezon 2009 wybrał starty w World Series by Renault, aby nie przechodzić od razu do GP2 tylko zdobyć doświadczenie w Formule Renault 3,5. 1 Lipca 2009 roku nagle został kierowcą rezerwowym zespołów Red Bulla, po tym jak rozstał się z nimi Brandon Hartley.
Ciężkie początki w F1
W tej roli przyjechał na weekend GP tylko raz, podczas wyścigu w Niemczech, bowiem już po nim zaliczył awans na kierowcę etatowego w zespole Toro Rosso. W momencie debiutu w Formule 1, który nastąpił podczas GP Węgier miał 19 lat i 125 dni, dzięki czemu został wtedy najmłodszym kierowcą w historii, który stanął na starcie wyścigu F1.
Dziś ten rekord posiada już Max Verstappen (17 lat, 166 dni), młodsi od Hiszpana w momencie debiutu byli również już Lance Stroll (18 lat, 148 dni) i Lando Norris (o zaledwie 1 dzień). Nie był zbytnio przygotowany fizycznie do startu w wyścigu. Dlatego w kwalifikacjach zajął ostatnie miejsce, na metę również dotarł jako ostatni finiszując na 15. miejscu.
Awans na kierowcę etatowego w trakcie sezonu podczas pierwszego roku, kiedy testy były zakazane był bardzo ciężki, o czym przekonywał się również równolegle debiutujący w Renault, Romain Grosjean. Alguersuari ukończył tylko 3 wyścigi z 8, a jego najlepszym wynikiem było 14. miejsce w Brazylii (również ostatnie).

Photo: Zimbio
Słuszna decyzja
Mimo tego kierownictwo zespołu postanowiło zatrudnić go w roli kierowcy etatowego na sezon 2010, pokładając w nim wielkie nadzieje na zostanie przyszłą gwiazdą. Hiszpan pokazał, że to była słuszna decyzja, bo już w drugim wyścigu w Australii był w stanie odpierać ataki o 21 lat starszego Michaela Schumachera.
Andrzej Borowczyk humorystycznie skomentował wtedy jego jazdę tymi słowami: “Żadnego szacunku dla 7-krotnego mistrza świata nie ma ten Jaime Alguersuari, który we wtorek skończył 20 lat”. Tydzień później w Malezji zdobył swoje pierwsze punkty, zostając wówczas drugim najmłodszym (po Sebastianie Vettelu) zdobywcą punktów. W 2010 roku zapunktował jeszcze dwukrotnie, w tym podczas finału w Abu Zabi. Ostatecznie zgromadził 5 punktów, o 3 mniej od Buemiego.
Red Bull podetnie ci skrzydła
Wspomnieliśmy już w wątku Buemiego, że bolidy Toro Rosso były w 2011 roku szybsze niż wcześniej, a Alguersuari był w stanie bardziej wykorzystać jego potencjał. W Chinach pierwszy raz w karierze wszedł do Q3, zajmując 7. miejsce. Szansę na spore punkty pogrzebali jego mechanicy, nie dokręcając koła na pit-stopie, przez co odpadł z wyścigu. W Kanadzie i Walencji zaliczył wspaniałe występy, przebijając się w obu wyścigach z P18 na P8.
W Belgii zaliczył najlepsze kwalifikacje w karierze, po raz drugi awansując do Q3, zajął w nich 6. miejsce, niestety w wyścigu odpadł już na 1. okrążeniu. Na Monzy i Korei Południowej zajął 7. miejsce co jest jego życiowym wynikiem. W całym sezonie zdobył imponujące 26 punktów, aż o 11 więcej od Buemiego.
Mimo tego został zwolniony z zespołu z tych samych powodów co Buemi, czyli braku możliwości awansu i zajmowanie miejsca kolejnym kierowcom czekającym na swoją szansę. Choć innym powodem mogła być również kłótnia z Helmutem Marko podczas weekendu w Korei Południowej o nie przepuszczenie Sebastiana Vettela, kiedy był na szybkim okrążeniu w sesji treningowej. Alguersuari po werdykcie kierownictwa teamu, opuścił obóz Red Bulla.
Brak szans na nowy start i całkowita zmiana profesji
Moment ogłoszenia przez STR składu na sezon 2012 nastąpił zbyt późno, żeby 21-latek mógł jeszcze szukać innej posady w F1. Postanowił przeczekać rok i próbował zaoferować swoje usługi na sezon 2013. Był przymierzany do startów w Force India, ale postanowiono wybierać między Bianchim i Sutilem. Wrócił wtedy na chwilę do kartingu. Wystartował w pierwszym sezonie Formuły E czyli 2014/2015.
Po wyścigu w Moskwie zasłabł po czym zawiesił starty już do końca cyklu. W październiku 2015 roku mając zaledwie 25 lat ogłosił zakończenie kariery wyścigowej. Swoją decyzję tłumaczył tym, że nigdy go nie pasjonowało ściganie się i został kierowcą tylko żeby spełnić marzenie rodziców. Zajął się w pełni karierą muzyczną. Już w trakcie startów w F1, był DJ-em w nocnych klubach. Jako DJ Squire odniósł sukcesy wydając kilka płyt.

Photo: DAX Street
Antonio Felix da Costa

Photo: F1-Fansite
Długo wyczekiwana szansa
Pierwszy kontakt z bolidem F1 zaliczył w 2010 roku testując bolid Force India. Portugalczyk dołączył do programu rozwojowego Red Bulla stosunkowo późno, bo miał już rocznikowo 21 lat, czyli w 2012 roku. Od razu został kierowcą testowym Red Bulla, znalazł się wtedy najwyżej w hierarchii kierowców z serii juniorskich w akademii czerwonych byków, po tym jak Vergne awansował do składu Toro Rosso.
da Costa łączył wtedy starty w GP3 wraz z Formułą Renault 3.5. W obu kategoriach spisał się bardzo dobrze. W GP3 wygrał 3 razy i zajął 3. miejsce na koniec sezonu, a FR 3.5 był 4-ty z 4 zwycięstwami. Pod koniec roku potwierdził swoje umiejętności wyścigowe wygrywając prestiżowe GP Macau, czyli nieoficjalne mistrzostwa świata Formuły 3, w których 2 razy bliski zwycięstwa był Robert Kubica.
Mądrość czy zagrywka
W 2013 roku wybrał jedynie Formułę Renault 3.5, aby tam zdobyć punkty do superlicencji. Portugalczyk jeździł świetnie. Jego jazda była również chwalona za to że, nie pcha się w nie potrzebne akcje na torze, które mogą skończyć się kolizją. Podczas jednej z transmisji Eurosportu komentator stwierdził, że da Costa “jest obdarzony specjalną mądrością, która każe nie podejmować zbędnego ryzyka”, natomiast drugi odparł żartobliwie: “on po prostu czeka aż inni przed nim się porozbijają”.
Wygrał 3 wyścigi i zajął 3. miejsce na koniec sezonu za kierowcami akademii McLarena, Kevinem Magnussenem, który w nagrodę za mistrzostwo awansował do F1 i Stoffelem Vandoorne. Notowania da Costy po takim sezonie urosły i był przymierzany do zajęcia miejsca w Toro Rosso po awansującym do Red Bulla Danielu Ricciardo. Wydawało się że jest faworytem do tej posady i już w sezonie 2014 zobaczymy go w królowej sportów motorowych.

Photo: Red Bull
Niekorzystny werdykt
Niestety, zaledwie kilka dni po zakończeniu sezonu WSbR, zespół Scuderia Toro Rosso ogłosił, że miejsce Australijczyka zajmie zaledwie 19-letni, świeżo upieczony mistrz GP3, Daniił Kwiat. Wtedy stało się jasne, że da Costa nie będzie miał już następnej szansy. Następni w kolejce do F1 ustawili się wtedy młodsi juniorzy RB, Carlos Sainz i Pierre Gasly. Obaj na sezon 2014 awansowali właśnie do FR 3.5. Tym samym Red Bull zrezygnował z da Costy.
Wykorzystany potencjał
Portugalczyk poszedł w stronę samochodów z dachem, wybierając DTM. Następnie po kilku sezonach przeniósł się do GT, a następnie do WEC. W sezonie 2022 wygrał z zespołem Joty sezon LMP2. Zdobył w tej kategorii również 2 podia w 24h Le Mans. Nie porzucił jednak z single-seaterów, wygrywając w 2016 roku po raz drugi GP Macau.
Również od lat prawdziwy pokaz umiejętności daje w Formule E. Startuje tam od inauguracyjnego sezonu serii czyli 2014/2015. Już w trzecim starcie odniósł zwycięstwo. W sezonie 2019/2020 odniósł 3. zwycięstwa w sezonie i został mistrzem tej kategorii. Łącznie na swoim koncie ma obecnie 7 wygranych ePrix.

Photo: Publico
Jean-Eric Vergne

Photo: Motorsport
Następny w kolejce
Podobnie jak starszy o miesiąc Alguersuari został mistrzem Brytyjskiej Formuły 3, jednak 2 lata później – w 2010 roku. Jego umiejętności objawiły się w rok później, kiedy startował w Formule Renault 3.5. Zdominował m.in. rundę na Hungaroringu. Wygrał łącznie 5 wyścigów, przed ostatnim wyścigiem tracił 9 punktów do lidera Roberta Wickensa. W finałowym wyścigu żaden z pretendentów nie dojechał do mety, więc Vergne musiał zadowolić się tylko tytułem wicemistrzowskim.
Już latem tamtego roku awansował na kierowcę rezerwowego zespołów Red Bulla, po tym jak zespół wykupił Danielowi Ricciardo miejsce w HRT, żeby zdobywał doświadczenie. W piątek po zakończeniu sezonu w FR 3.5 wziął udział w sesji treningowej na torze Yeongman za kierownicą Toro Rosso. Kolejne szansę udziału w FP1 dostał jeszcze w Abu Zabi i Brazylii.
Perspektywiczny debiut
Juniorski zespół Red Bulla w sezonie 2012 postanowił postawić na niego i wspomnianego Ricciardo. Już w debiucie był blisko zdobycia punktów, dojeżdżając na 11. miejscu. Ricciardo ukończył wyścig 2 pozycje wyżej, więc zdobył 2 punkty. W następnym wyścigu, deszczowym GP Malezji spisał się bardzo dobrze zajmując 8. miejsce.
Ten rezultat powtórzył jeszcze 3-krotnie w: Belgii, Korei Południowej i Brazylii zdobywając razem 16 punktów w debiutanckim sezonie. Ricciardo punktował częściej bo 6 razy, ale za to były to mniejsze zdobycze 1-2 punktowe, dzięki czemu Francuz był górą: 16-10. Ich pojedynek na punkty był bardzo ważny bowiem ich szanse na awans do głównego zespołu Red Bulla były większe niż poprzedników.
Zmarnowana szansa
W sezonie 2013 poziom początkowo był wyrównany, raz punktował jeden, raz drugi. Vergne błysnął w deszczowych kwalifikacjach w Kanadzie, zajmując 7. miejsce. Dzień później pojechał najlepszy wyścig w karierze finiszując na 6. miejscu. Wtedy wydawało się, że jest faworytem do fotela w RBR, który jak się okazało – tuż przed następnym GP zwolni się już po sezonie.
W następnych wyścigach spory wzrost formy zanotował Ricciardo, co zostało nagrodzone i już na początku września wiedział, że w sezonie 2014 zostanie kierowcą Red Bulla. Dyspozycja Vergne natomiast spadła. Nie zawsze też był w stanie pokazać swój potencjał przez awarie. Po GP Kanady aż do końca sezonu nie zdobył nawet ani jednego punktu.

Photo: Sky Sports
Lider zespołu w cieniu debiutanta
W 2014 roku nadal reprezentował juniorski team Red Bulla. Odbudował swoją formę, udawało mu się punktować i często wchodził do Q3. Mimo tego większa uwaga skupiała się na jego partnerze zespołowy, Daniile Kwiacie, który był podziwiany ze względu na młody wiek. Eksperci uważali że 20-letni Rosjanin będzie w przyszłości wielką gwiazdą F1.
24- letni Vergne pokonywał go zdecydowanie, mimo tego już pod koniec przerwy wakacyjnej, zaledwie kilka dni przed GP Belgii zespół Toro Rosso ogłosił, że miejsce Francuza po sezonie zajmie zaledwie 17-letni wtedy Max Verstappen. Rezygnację z Vergne uzasadniono tym, że 3 sezony w juniorskim zespole to maksimum ile można dostać, a po tym okresie czas dać szansę następnym.
Trzeba przyznać że odejście Vergne na pewno było dla nich stratą dobrego kierowcy, którego potencjał szło wykorzystać. Swój ostatni rok w F1 zakończył na najwyższym 13. miejscu z największą zdobyczą 22 punktów.
Trzeci kierowca
W 2015 roku dołączył do stawki w Formuły E, jeszcze podczas inauguracyjnego sezonu. Postanowił również pozostać w padoku F1, jako kierowca rezerwowy. Dołączył do Ferrari, gdzie rozwijał bolid w symulatorze. Zrezygnował z tej funkcji po sezonie 2016, aby w pełni skupić się na startach w Formule E, a także w WEC, nie mając już żadnych ofert powrotu do F1.
Legenda serii
15 lipca 2018 roku Francja miała podwójne powody do radości. W czasie kiedy ich piłkarze zdobywali mistrzostwo świata w piłce nożnej, Jean-Eric Vergne zwyciężył w ePrix Nowego Jorku zostając mistrzem Formuły E. Rok później obronił tytuł mistrzowski. Do dzisiaj jest jedynym kierowcą, który sięgał po mistrzostwo tej kategorii więcej niż raz. Ma na swoim koncie 9 wygranych ePrix.

Photo: CNN
Dan Ticktum

Photo: FIA
Przykład Brytyjczyka pokazuje jak koncertowo zniszczyć sobie karierę. Historia Ticktuma jest pełna burzliwych historii, którymi niejednokrotnie zamykał sobie drzwi do królowej sportów motorowych.
Utalentowany ale niepokorny
Po odniesieniu wielu sukcesów w kartingu zadebiutował w single-seaterach w wieku 16 lat. Startował wtedy w Brytyjskiej Formule 4. Należał do czołówki, ale w końcówce sezonu zrobił strasznie idiotyczną rzecz. Podczas neutralizacji wyprzedził Safety Car z zamiarem dogonienia rywala, którego postanowił staranować. Został za to zawieszony na 2 lata. Kontynuował jednak karierę w motosporcie. Rok później startował szczebel wyżej w Formule 3, zajmując 4. miejsce w mistrzostwach Wielkiej Brytanii, zadebiutował również w edycji europejskiej.

Photo: Autosport
Akademia Red Bulla
W 2017 roku dołączył do akademii rozwojowej Red Bulla. W listopadzie tamtego roku zwyciężył w słynnym GP Macau, które naprawdę potrafi weryfikować umiejętności kierowców. Swoją wartość udowodnił również rok później, zwyciężając po raz drugi na tym trudnym torze w państwie należącym do republiki Chin. Wcześniej jednak startował w Europejskiej F3, gdzie radził sobie znakomicie.
Jednak nie wytrzymał presji i przegrał walkę o tytuł mistrzowski z Mickiem Schumacherem. Wtedy również po raz kolejny zrobił wokół siebie szum, tworząc teorie spiskowe wobec Niemca i zarzucając mu, że “wybił się” jedynie na nazwisku. Jeszcze latem tamtego roku Red Bull świadomy umiejętności Brytyjczyka w obliczu fatalnej dyspozycji Brendona Hartleya rozważał zatrudnienie 19-latka w Toro Rosso na sezon 2019. Problemem był brak punktów do superlicencji, które mógł zdobyć gdyby nie wybryk z 2015 roku w F4.
Można przyznać że głupota Ticktuma dała poniekąd zielone światło karierze Albona w F1. Brytyjczyk rozpoczął 2019 rok nadal będąc juniorem Red Bulla. Szefostwo postanowiło wysłać go do Japonii, aby w Super Formule zdobył brakujące punkty uprawniające go do startów w F1. W czerwcu został jednak wyrzucony za fatalne wyniki.
Nowa droga
2020 rok to zupełnie nowy start dla niego i nowe szanse na wejście do elity. Dołączył do akademii rozwojowej Williamsa i awansował do F2. Wygrał główny wyścig na Silverstone, na Monzy również zwyciężył w głównym wyścigu, ale został zdyskwalifikowany za brak potrzebnego do analizy paliwa w baku, które skończyło się tuż po minięciu mety. W debiutanckim sezonie w F2 zajął 11. miejsce na koniec.

Photo: Motosport
W sezonie 2021 dalej startował w F2 i był kierowcą akademii Williamsa. Pokazał swoje umiejętności, wygrywając 2 wyścigi i zajmując 4. miejsce w klasyfikacji kierowców. Jak na typowego Dana Ticktuma, nie obyło się jednak bez afery. Na początku sierpnia swoją wypowiedzią na dobre przekreślił jakiekolwiek szansę na karierę w F1. Występując na streamie wyraził on swoją opinię na temat etatowego kierowcy swojego teamu, Nicholasa Latifiego, z którą – bądźmy szczerzy – zapewne zgodziło się wielu fanów F1.
Brytyjczyk powiedział wprost że: “Latifi nie jest zbyt utalentowanym kierowcą i jeździ w F1 tylko dzięki pieniądzom ojca”. Obiektywizm, obiektywizmem ale szefostwo zespołu nie było już takie zgodne z jego słowami i w trybie natychmiastowym wyrzuciło Brytyjczyka ze swojego programu. Dodajmy, że niedługo później ogłoszono kontrakt Georga Russella z Mercedesem, co oznaczało że Williams potrzebował nowego kierowcy.
Kto wie jakby to się potoczyła kariera Ticktuma. Bardzo prawdopodobne, że po raz drugi uratował karierę Alexa Albona. Po zakończeniu sezonu w F2, Ticktum wybrał Formułe E, gdzie debiutancki sezon zakończył z jednym punktem wyprzedzając jedynie Antonio Giovinazziego.
Sergio Sette Camara

Photo: Formula E
Pierwsza szansa i awans w drabince
Do akademii Red Bulla zawitał pierwszy raz w 2016 roku. Mając wtedy 18 lat startował w F3, choć nie odnosił tam większych sukcesów. Za to zdobył podia w wyścigach takich jak: Masters of Formula 3 i GP Macau. Po zaledwie jednym sezonie akademia nie przedłuża z nim współpracy. W 2017 roku dołączył do stawki Formuły 2. Poziom MP Motosport nie był najwyższy, dlatego zawodnicy ukończyli sezon dopiero tuż za pierwszą 10.
Na następny sezon przeszedł Carlina, gdzie jego partnerem był nie kto inny tylko Lando Norris. Brazylijczyk oczywiście nie miał łatwego życia, mając za ścianą garażu obecną gwiazdę F1. Zdobył 8 podiów i zajął 6. miejsce na koniec, kiedy Norris zdobył tytuł wicemistrzowski. Mimo tego jego postawa została nagrodzona przez McLarena i awansował na kierowcę rozwojowego, zajmując miejsce po Norrisie który został kierowcą etatowym.
Decydujący rok
Sezon 2019 miał być tym rokiem, w którym Sette Camara pokaże swój potencjał i pokusi się o ewentualny awans do F1. Zaliczył bardzo dobry rok. Odniósł 2 zwycięstwa i zajął 4. miejsce na koniec. Niestety przebłysk przyszedł za późno w skali sezonu, bo zdobył zaledwie 10 punktów mniej od wicemistrza Nicholasa Latifiego, dla którego to był 5. sezon w tej kategorii i 3 punkty mniej od Luci Ghiotto, którego staż w F2 był równy z Sette Camarą.
Gdyby od początku mieszał się do walki o zwycięstwa to śmiało mógł zostać wicemistrzem za rewelacyjnym Nyckem de Vriesem, który ostatnio w wielkim stylu zadebiutował w F1. Jego postawa nie pozostała jednak obojętna środowisku F1 i Helmut Marko postanowił dać mu ponowną szansę w swoich szeregach.
Ponowna szansa z drogą “donikąd”
Brazylijczyk zamienił akademię McLarena na akademię Red Bulla, zostając kierowcą rezerwowym w zespole AlphaTauri. Dodajmy, że zespół z Faenzy po raz pierwszy od lat miał swojego oficjalnego rezerwowego po tym jak rozdzielono funkcję między Buemiego i Sette Camarę. Zaliczył w tym czasie pojedyncze starty w Formule E i Japońskiej Super Formule.
Mimo bycia w kręgach Red Bulla to z racji umowy silnikowej, faworytem do posady w juniorskim zespole Red Bulla obok Pierra Gaslyego na sezon 2021 był 2 lata młodszy Yuki Tsunoda, który zaliczył bardzo dobry debiutancki sezon w F2. Japończyk u progu F1 był uważany za megatalent. Sette Camara tym samym opuścił akademię Red Bulla po sezonie 2020, aby wyruszyć swoją drogą w motosporcie. Od tego czasu etatowo startuje w Formule E.

Photo: Dragon Penske
Photo: F1